Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inspiracje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inspiracje. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 marca 2015

Poradnik "Quilling. Ozdoby z papieru" oddam do zrecenzowania

Znane powiedzonko 'jak chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam' to w pewnym sensie nóż obosieczny. Pomijając kwestię tego, czy faktycznie zrobi się to coś dobrze, pozostaje problem samego ... no właśnie - robienia. 

Możecie uwierzyć mi na słowo - poradników na rynku książki jest dużo - nawet dotyczących rękodzieła (oczywiście mogłoby być więcej). I chociaż chciałabym mieć każdy i spróbować każdej techniki, to po prostu mam za mało rąk i zdecydowanie jeszcze mniej czasu. A, że frajdę mam z dawania (skoro i mnie też jest dawane:), to właśnie zamierzam uczynić i się dobrami podzielić.



Drogie Panie, względnie Panowie - otrzymałam do zrecenzowania książkę Quilling. Ozdoby z papieru , najnowszy poradnik z wydawnictwa Buchmann. Zdobyłam już nawet mały zestaw pasków i przyrząd do ich skręcania. I chętnie przekażę cały komplet komuś, kto chciałby spróbować poznać podstawy quillingu i się nim trochę pobawić. 




 W zamian za recenzję - oczywiście, bo takową sama miałam napisać.

Już widzę te uśmiechy opadające z Waszych twarzy i  roztrzaskujące się na podłodze w drobny maczek , po przeczytaniu wcześniejszego zdania ;). "Mam pisać recenzję?! Ale ja nie umiem!" - zapłaczecie...

Na otarcie łez mogę Was od razu zapewnić, że mało kto umie. Dlatego też od razu uprzedzam - nie oczekuję eseju. Nie raz wypowiadałyście się na swoich blogach na temat nabytych materiałów, niezbędnych do Waszego ręko-twórstwa i tu w zasadzie chodzi o to samo.

Odsyłam też do wcześniejszego posta, w którym pisałam o recenzowaniu książek dla decomade.pl [TUTAJ]


Do dzieła! Proszę zgłaszajcie się, najlepiej pisząc na adres anna@decomade.pl. Jeśli pisałyście już kiedyś o jakiejś książce o tematyce rękodzieło lub inne z działu dom i ogród, to proszę podeślijcie linka.

Na zgłoszenia czekam do 20 marca. Ogłoszenie zwycięzcy nastąpi najpóźniej w poniedziałek 23 marca, kiedy to też od razu wyślę paczkę zawierającą książkę wraz z dodatkami. A warto zaznaczyć, że w poradniku  jest też 'przepis' na zdobienie jajek, więc akurat będzie można go wypróbować przed świętami.

Uprzedzam też, że przy wyborze recenzentki/recenzenta będą brane pod uwagę tylko osoby prowadzące aktywne blogi (tematyka dowolna) przynajmniej od 6 miesięcy i tylko zamieszkujące Polskę. W razie dodatkowych pytań - nie krępujcie się - piszcie w komentarzu pod postem.

 

wtorek, 28 października 2014

Nie taka ruda, ale wiewiórka

Od jakiegoś już czasu prenumeruję Burdę. Jakiś rok temu przestałam się oszukiwać, że będę szyć sobie ubrania. Zwyczajny brak czasu. Ale lubię przeglądać sobie to czasopismo, bo zawsze znajdę jakąś inspirację. No i gdzieś ta nadzieja się wciąż tli, że może w te wakacje będzie chwila na szycie. 

W jednym z ostatnich numerów znalazłam coś więcej bo przepis na ... WIEWIÓRKĘ.




Powiem szczerze - widziałam bardziej przystępne instrukcje krok po kroku. Ale to w końcu Burda - niestety nie jest dla początkujących. 

Troszkę mi zeszło nim rozgryzłam, co z czym połączyć i jak, ale efekt - jak na prototyp uważam za zadowalający.



Szlak przetarty , więc przy produkcji kolejnej, postaram się wykonać instrukcję, bo w sumie nie jest taka trudna w wykonaniu.



piątek, 22 sierpnia 2014

Co kraj, to obyczaj i moda często inna

Różne ubranka widziałam. Ludzka moda mnie już jakoś specjalnie nie szokuje, choć czasem dziwi mnie jej częściowa badziewność. Pieski w ubrankach, to już nic nowego - kiedyś szyte, bądź robione własnoręcznie przez właścicieli owych czworonogów, obecnie masowo produkowane i dostarczane nawet do marketów. Koty ubrane też  miałam okazję podziwiać, ba nawet raz zrobiłam dla własnego Filona skarpetki. Jednak zaczął w nich jakoś tak pląsać, usiłując jednocześnie podskoczyć i łapkami w skarpetkach ocierać się o pyszczek, że mimo dość zabawnej sytuacji, uwolniliśmy go z 'obuwia' . Ryzyko skręcenia karku wydawało się być zbyt wielkie. Konie czasem nakrywa się kocem, świnie też można jak ktoś ma ochotę, Strusiom podobno się czapeczki na głowę zakłada, by się nie bały i nie chowały jej w piasku. Założenie to jednak wydaje mi się mało logiczne, bo ja bałabym się bardzo, gdyby ktoś włożył mi na głowę jakiś czepek zasłaniając, nawet przerażające sceny... Ale to tylko ja. Strusiem nie jestem, więc może one działają inaczej.

Prawdopodobnie nie wymieniłam odzieży wszystkich żyjących stworzeń, jak znacie jakiś inny przypadek, to chętnie nawet fotkę obejrzę (wrzućcie w komentarzu:)). 

Muszę ruszyć z tematem dalej, więc wspomnę teraz o ciuszkach rzeczy martwych. NIE, NIE CHODZI O ZWŁOKI! Przedmioty mam na myśli, które nawet jeśli mają duszę, to się  nie chwalą -  i w przeciwieństwie do Bagażu występującego w powieściach Terry'ego Pratchetta - nie przemieszczają się samoistnie. Nawet jeśli mają nogi. No właśnie - stół, który nogi ma, często przyodziewany jest obrusami - niektóre to dzieła sztuki robótkowej, bądź produkcji masowej, ale dla tych nieco bogatszych mas. Pojawiła się też moda na ubieranie krzeseł - szczególnie popularna w trakcie wesel i bankietów. W zasadzie to dość intrygująca kwestia. Czy krzesła 'ubiera się' by goście się nie pobrudzili, czy może by krzesła nie zostały pobrudzone, co przy ilościach alkoholu serwowanych na niektórych imprezach jest wręcz nieuniknione? Co można jeszcze ubrać? Domy, bloki, często balkony - niczym chustki odziane w banery PCV z nadrukiem reklamowym, bądź starym jak świat ogłoszeniem "Sprzedam". Samochody też się ubiera - i nie mówię bynajmniej o lakierze, bo ten, gdybym miała analogicznie porównać do człowieka - należy uznać za skórę. Nie, chodzi mi o plandeki. Tu niestety ludzka kreatywność nie dotarła, bo wdzianka te są mało atrakcyjne. W krajach, w których określenie "pożyczam" jest mocno elastyczne, rozciągliwe i do tego przezroczyste , nieatrakcyjne plandeki są jednak konieczne.
Czy mam coś jeszcze ubrać słowami, czy przejść do rzeczy?

Latarnie! Nie morskie, tylko takie, co świecą. Je też można ubrać, o czym przekonałam się podczas niedawnego pobytu w Wilnie. Nie wiem czy dużo przechodniów dostrzega ten, w niektórych parkach, pokaz lampionowej mody. Moja lepsza połowa przeszła obok takiej jednej niemal się o nią ocierając i nie zauważył niczego niezwykłego. Ale jego brak spostrzegawczości może tłumaczyć fakt, że jest facetem;>. Intrygujące nie sądzicie? Jak u licha oni tt lampy ubrali - skubane potrafią mieć kilka metrów wysokości. A wdzianka są bardzo obcisłe w tali i dopasowane, więc owinięcie i zszycie krawędzi raczej nie wchodzi w rachubę. No chyba że ktoś miał dostęp do podnośnika... 



Bez takowego nie obyło się raczej przy ubieraniu latarni zaprezentowanej na poniższym zdjęciu. Pozbawiono bowiem latarnię jej naturalnego nakrycia żarówki, zastępując je prawdopodobnie wełnianą lalką.


Jak by tego było mało - drzewa Litwini też ubierają.:))


Len i bursztyn to naturalne litewskie skarby. Starałam się powstrzymywać przed wejściem do sklepów oferujących produkty z lnu i biżuterię z bursztynów. Ciężko było - ograniczyłam się do zakupu prostej, aczkolwiek uroczej torebki. Ale powyższe obrazki wskazują na to, że mają tam też amatorów szydełka i włóczki. Nie mogę tylko zrozumieć... Czemu akurat latarnie???





wtorek, 17 czerwca 2014

Królik, tulipany i storczyk w śmietniku


 Był sobie bardzo, bardzo, ale to bardzo baaaaaaaaaaaaaaaaaarrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrdzo gruby królik. Garfield przy tym króliku to przepiórka, tak był gruby. Nie miał wałeczków tłuszczyku, ani 'piwnego' brzuszka, ale za to miał masę! Ponieważ nie znam się na królikach, trudno mi powiedzieć, czy masa zawierała dużą ilość mięśni czy też tego czegoś innego co dla człowieka znane jest potocznie jako szynka. Ale to wszystko jest nieistotne. Królik był gruby i gdyby brał udział w w wyścigach z żółwiem, to ślimak by załatwił ich obu;)

Co też nie jest istotne, bowiem królik, mimo że był gruby i wyprzedził go mięczak był... Zajebisty!!!!
I chciałam go buchnąć, ale wszędzie ochrona była - całe to ptactwo, kwaczące i gęgające, czasem gołąb.  Świadków w postaci ssaków z rodziny człowiekowatych też nie brakowało. Małych i dużych, co zachwycali się tycią kozą. A ja tylko marzyłam by wziąć tego królika (podźwignąć zapewne) i tulić i głaskać i zabrać do domu, gdzie też bym go tuliła i głaskała
Trochę żałuję, że go tam zostawiłam, jednak jakby dłużej się zastanowić, to dzieliła nas przepastna różnica gatunkowa. Jeśli dodać do tego trudności komunikacyjne (on nie mówił, ale nawet gdyby to po holendersku) to moja miłość była od początku skazana na niepowodzenie.


Ogólnie lubię tulipany - chwali się im to wiosenne kwitnie. Ale mam im za złe krótkotrwałą żywotność po ścięciu. Taka sztucznie zmodyfikowana róża potrafi przetrwać kurz, kota, suche powietrze, kota, kłaki w powietrzu, kota już było, więc inne ciężkie warunki domowe, nawet i 2 tygodnie. A tulipan opada z sił czasem i po 3 dniach. Pewnie dlatego Holendrzy hodują je hurtowo. Są pola z tulipanami - podobno - na początku maja większość dowodów trafia na stragany, bazary kwiatowe i restauracyjne stoliki. Namiastkę tulipanowych łąk można zobaczyć w Keukenhof (zabijcie, ale nie wiem jak się to pisze, a co dopiero mówić o czytaniu). Serce podbijają (przynajmniej moje) czarne tulipany, strzępiaste tulipany oraz te o smaku jogurtowo wiśniowym. 



Chwilę potem serce pęka na widok EUROceny za cebulki egzotycznie wyglądających tulipanów. Świadomość, że obrośnięte mchem Siekierki niekoniecznie mają wystarczającą powierzchnię by założyć na nich tulipanowy ogród, też nie pomaga. Grządkę bądź dwie odważyłabym się tam zrobić. Może...


Na śmietnik znajdę zapewne miejsce, tylko czy to aby odpowiednie miejsce dla storczyka?

Nie przepadam za dalekimi wyjazdami (latać się boję), ale gdybym miała kiedykolwiek opuścić ********** Żoliborz, to tylko na rzecz Holandii. Mają tam intrygujące gatunki zwierząt, pachnące łąki i mnóstwo zielonej trawy :)

środa, 28 maja 2014

Niby jubilerem nie jestem, ale co szkodzi spróbować.

Zdaje się, że ominęło mnie kilka drobnych świąt, mnóstwo konkursów, candy i jeszcze więcej interesujących postów. Czas jest sadystą i należałoby go zamknąć w pudle - takim bez otworków i dziurki od klucza...

Cóż, serce by chciało, ale możliwości są ograniczone. I jeszcze ten cholerny Leń. Niektórych gości to po prostu nie ma jak się z domu pozbyć :))

Dopadła mnie jednak swego czasu ochota na zakup nowej bransoletki. Zaatakowana w Arkadii przez wolnostojące butiki z biżuterią najpierw dostałam przysłowiowego oczopląsu, a następnie mnie zatkało, że za kawałek sznurka i dyndającą posrebrzaną blaszkę mam zabulić 30 zeta. Toż to grabież!

Tylko 20 złotych kosztowała mnie książka :). Uprzedzam, że pozycja nie zawiera 'wodotrysków' - wzory są w większości dość proste. Zaletą jest opis różnorodnych technik, takich jak sutasz, makrama, całe mnóstwo kompozycji z koralików. Niektóre objaśnienia są jasne i przejrzyste, niektóre przyprawiają o krzywy zgryz, co może zaszkodzić osobom z aparatem na zębach ;)

Ale od czegoś musiałam zacząć. W domu poniewierało się trochę koralików, starych 'naszyjników' z którymi nie przeprosiłam się od czasów liceum (poszły 'pod nóż'). Przewidujący mąż zakupił mi na allegro zestaw jubilerski dla początkujących (różne szczypce i drobiazgi niezbędne do wykonania biżuterii).

Do dzieła. Moją przygodę z biżuterią rozpoczęłam od niezwykle prostej w wykonaniu bransoletki , widoczna na zdjęciach w kilku wariantach.


Potrzebne:
- tzw drut pamięciowy (ok 3 żeberek)
- koraliki różnej wielkości
przdasię:
- tzw przekładki, najczęściej akrylowe ozdoby różnych kształtów i wielkości
- rurki - też swego rodzaju przekładka



Nie potrzeba kleju ani żadnych zapięć. Na końcach drutów robimy 'pętelkę', która blokuje koraliki i uniemożliwia im spadanie. Drut jest sprężysty więc zakładanie czy zdejmowanie bransoletki nie stanowi problemu. :)

Muszę Was jednak przestrzec, na wypadek, gdybyście chciały spróbować własnych sił. Jest całe mnóstwo koralików, ozdób i elementów do produkcji biżuterii... tysiące, albo i więcej. Pierwsze zakupy są nie lada wyzwaniem. Chciałby się kupić wszystko - szczególnie, że gros koralików dostępnych jest w torebeczkach po 1 zł. W sklepach czy na allegro znajdziecie tyle świecidełek, że się w głowie zaczyna kręcić, a wirtualny koszyk stale się napełnia. Nawet się nie obejrzycie a rachunek wyniesie 300 złotych ;>. I jeśli kogoś stać i ma ochotę taką gotówkę wydać, to oczywiście nie zniechęcam. Ostrzegam tylko, że jak już weźmiecie się do robienia wymyślonej biżuterii, może okazać się, że czegoś brakuje, a to odpowiedniego rozmiaru koralika, albo zapięcia, albo nici czy żyłki. Kolejne zamówienie i kolejna niemoc w opanowaniu się przez nieplanowanymi zakupami... Ilość drobiazgów wzrasta, w przeciwieństwie do ilości gotowej biżuterii.

Najlepiej najpierw zastanowić się co chcecie wykonać (bransoletka, naszyjnik, kolczyki itp). Kolejny etap, to przemyślenie kolorystyki.  Następnie 'rozbieramy' na elementy to co chcecie wykonać. Co ma być nośnikiem, jakie chcecie zapięcie, czy ma być jakiś charms , jeśli tak to jaki motyw itd... Dopiero jak już wiecie co jest niezbędne, bierzecie się za zakupy. Oczywiście nie uniknie się kupienia 'przy okazji' nieplanowanych drobiazgów, ale przynajmniej jest szansa, że za pierwszym razem złożycie w całość wymyślony przez siebie projekt.

W przeciwnym razie będziecie zmuszone robić COŚ, co da się zrobić z tego całego miszmaszu, który zakupiłyście śliniąc się przed komputerem... Mój sprzęt jeszcze nie doszedł do siebie po moich ostatnich zakupach...

Reszta skarbów czeka na  Czas wolny, który nadejdzie, gdy nadejdzie i mam nadzieję, że jeszcze przed Nowym Rokiem.





piątek, 21 czerwca 2013

Przepracowanie, twórcza apatia i Atlas w chmurach.

Nie mogę patrzeć na komputery. A jednak od kilku dni jestem do nich podpięta. Ratunku  znikąd. Ale sama się o to prosiłam, więc zaciskam zęby i trwam ... czekam aż coś się wydarzy, albo zakończy.
Zachciało mi się nowych obowiązków ;(. Otóż nadzoruję obecnie prace nad uruchomieniem nowej księgarni internetowej skierowanej do ... kibiców. Hehe, tak też byłam zaskoczona pomysłem, ale z drugiej strony - książka to książka, a skoro są chętni by je czytać, to tylko się im chwali. W jednym miejscu zebrano tytuły poświęcone wszelkiej maści sportom. Jak się okazuje nasz rynek książki jest w tej kwestii ubogi. Zdaje się, że więcej książek o wampirzych kochankach i demonicznych kusicielkach wydano, niż o np łyżwiarstwie figurowym, czy siatkówce. Hmm, o łyżwiarstwie figurowym to chyba nic nie napisali, poza biografią Czerkawskiego, ale on dziwne te łyżwy miał :)

Jeśli myślicie, że założenie i uruchomienie sklepu internetowego jest proste, to radzę zastanowić się 10 razy. Prawie dwa miesiące prac informatyka, potem grafika. Wiecie, że teraz prawnik musi regulamin sklepu napisać??? Niby nic trudnego, ale wystarczy jakiś cytuję "niedozwolony zapis" mieć i karę można zabulić. GIODO, firmy kurierskie, pośrednicy płatności, wsparcie hurtowni. Zsynchronizować to wszystko - KOSZMAR!.
Od dni kilku testuję panel administracyjny, koryguję błędy w opisach itp. Jak już coś działa, to coś innego nawala. Jak naprawione zostanie, to co nawaliło, to przestaje działać, to co przed chwilą działało. Huczne odpalenie sklepu przesuwane jest po raz kolejny, a moje nerwy powoli przestają działać. W zasadzie to umysł przestaje działać - nerwy to tak przy okazji.

Nie wiem jakim cudem zdołałam kolejne rothkowe kolczyki wykończyć. Zupełnie nic nie czuję. ;( A gdy tak na nie patrzę to zastanawiam się skąd u licha w tych kolorach tyle życia. Przyglądam się czasem tubkom i słoiczkom z nadzieją, że może odrobina tej energii przeniknie jakoś na mnie. Ale nie - tylko palce sobie pobrudziłam. I raz - nos.

To Was może zaciekawi. Jeszcze zimą obiecywałam sobie zrobić ogrodowego ludzika, na którego przepis trafiłam w Doniczkowych inspiracjach (polecam). Wiosnę mamy już za sobą, a zebrane materiały leżą i czekają na lepsze czasy. I tak sobie powtarzam - w tym tygodniu się za niego wezmę. W kolejnym tygodniu mówię to samo... I w tym tygodniu wszystko na stół wyjęłam. Może w następnym zdołam powiązać sznurki :)


Kolejny raz, kolejny dzień odpalam YouTube i wyszukuję soundtrack do filmu Atlas chmur. Trafiam na wydłużoną wersję Openingu dzięki której się wyłączam.


Powiem Wam coś - te dźwięki są hipnotyzujące. Ale też nie potrafię przy nich wykrzesać niczego głębszego. Odpoczywam psychicznie od pracy, ale też poddaję się twórczej apatii. Zamykam oczy i odpływam. 
Dobranoc

niedziela, 16 czerwca 2013

Pierwsze kroki w świat biżuterii i o co chodzi z tym całym Rothko

Ostatnio robiłam za grafika - nie żebym jakoś specjalnie się w tym temacie kształciła, ale już dawno odkryłam, że jak chcesz coś zrobić na czas, to musisz zrobić to sam/ sama. Samouk jednak ma cięższe zdanie, bo wiele rzeczy robi na tzw piechotę. Ci co jadą samochodem z automatyczną skrzynią mają łatwiej - jeśli rozumiecie metaforę. Sama nie mogę w to uwierzyć, ale pracując po pracy do nocy nie sposób myśleć nawet o innych przyjemnościach niż intymna znajomość z łóżkiem i obecną w nim poduszką.

Jednak od jakiegoś czasu coś mnie intrygowało. Moja lepsza połowa podzieliła się ze mną informacją o nowej wystawie w Muzeum Narodowym. Wystawą, która od pierwszego dnia przyciąga tłumy widzów podziwiających prace malarza, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Mark Rothko zyskał popularność dzięki swoim obrazom, które w większości sprowadzają się do ... cóż - sami zobaczcie.

Uczyłam się historii sztuki i z przykrością muszę przyznać, że sztuki nowoczesnej nigdy nie polubiłam. Mam słabość do impresjonistów, nawet sztuka średniowiecza potrafi mnie zachwycić, ale zupełnie nie rozumiem jak można godzinami gapić się na ... plamy na płótnie. Chyba po prostu jestem staroświecka.

Lecz jak już powiedziałam - te dziwne obrazy strasznie mnie intrygowały. Stąd zrodził się pomysł na biżuterię. Materiały kupiłam jakiś czas temu, choć z myślą o dekupażu. Prostokątne bazy do kolczyków wydawały się w sam raz na zabawy kolorem a la Rothko.
Muszę przyznać, że coś w tym jest. Nie chodzi mi o samo malowanie, ale zabawę kolorami. :)) Oczywiście skupiłam się zestawieniach zbliżonych do tych, które wykorzystywał w/w malarz.

Miałam tylko kilka sztuk sobie pomalować, ale tak mi się spodobało, że  przygotowałam jeszcze inne zestawienia kolorystyczne (jak je wykończę, to zamieszczę fotki).

Moja pierwsza biżuteria - prosta, kolorowa, nie wymagająca jakiś specjalnych zdolności :)


Nadal nie rozumiem czemu ludzie zachwycają się obrazami Rothko. Zdaje się, że każde dziecko potrafiłoby go zastąpić. Z drugiej strony zdjęcia oglądane w necie nie robią takiego samego wrażenia, co oglądanie obrazów na żywo. Mam zamiar wybrać się na wystawę do MNK i przekonać się sama.

Hmm - może właśnie na tym polega fenomen . Wszyscy idą obejrzeć wystawę, nie by się zachwycać, tylko zrozumieć co takiego wyjątkowego jest w w tych obrazach. Stąd i cała popularność  malarza ;). Coś takiego dowodzi niezwykłego geniuszu - pytanie tylko czy malarskiego :).

piątek, 7 czerwca 2013

Chochliki i inne drobiażdżki

Jakiś czas temu trafiłam na stronę przefajnego sklepu - bez obawy - nie w Polsce ;). To by dopiero się porobiło, gdyby takie sklepy w naszym kraju zaczęły na potęgę powstawać - jeszcze byśmy powariowały, a już zdecydowanie zubożały :). 
Sklep, prócz mnóstwa produktów z różnych dziedzin rękodzieła oferuje również ciekawe inspiracje. I w tym miejscu muszę od razu się przyznać zakochałam się... 



Prawda, że urocze :)) To są Pixies - wróżki, albo chochliki jak kto woli. Nie mogłam się oprzeć i postanowiłam zrobić własne :))


Poszłam trochę na łatwiznę, bo buziaki gotowe wykorzystałam, ale ... cóż, same się do mnie uśmiechały :)

Nie mogłam też przekilkać obojętnie wobec papierowych zwierzaczków, które można dekorować na różne sposoby. 
W pobliskim papierniku dopadłam koniki i wygrzebałam lekko zakurzone serwetki i jakoś tak... samo wyszło. Nie są doskonałe - nie umiem zapanować do końca nad serwetkami - marszczą się skubane. Ale jak na pierwsze dekupażowe potyczki, to jestem ogólnie zadowolona.

Teraz na 'tapecie' jest ... kotek :) Jak widzicie - sam nie może się już doczekać swojego nowego wcielenia.
Gorąco polecam zabawy z papier mache - już samo malowanie sprawia ogromną frajdę :).

I na koniec przedstawiam Wam kubek pamiętający czasy szkolnych stołówek (dziś już nikt nie robi takich kompotów ;)) i Funduszu Wczasów Pracowniczych (moja mam w takowym kiedyś pracowała). Niewielka porcja filcu 4 mm, mulina i drewniane serduszko całkowicie zmienią klimat :). Mała podpowiedź - walka igły z takim materiałem jest niezwykle zacięta - najbardziej cierpią na tym palce. Z pomocą przyszedł mi dziurkacz - ale nie taki biurowy, tylko szewski. Wystarczyło zrobić drobne dziurki, tak jak w pasku i całość połączyć muliną.
Trzeba ułatwiać sobie nawet ulubione zajęcia :)).

A tak przy okazji, to witam nowych zerkaczy ! Ostatnio nie jestem zbyt wylewna, ale niech tylko skończą się te nieszczęsne remonty na moim podwórku to w końcu odżyję. Wtedy będzie mieli mnie dość :))


niedziela, 2 czerwca 2013

Filce we włosach i prawie foka

Ciężko zaprezentować gumki do włosów, gdy ma się syna, nawet takiego, co posiada włosy dłuższe niż wszystkie jego koleżanki w klasie. Norbi zgodził się przekazać moje wyroby swojej córeczce, która od razu przywłaszczyła sobie błękitno-szarą wersję.
Poznajcie Olę, a przynajmniej jej małą część uzbrojoną w filco-frotki :)

Chciałam też podzielić się z Wami moim nowym odkryciem. Książka, co prawda, jest już na rynku od dłuższego czasu, ale jakoś mi umknęła.

Smoki i misie z pomponów. 

Wydanie jest skromne - wielkości zeszytu szkolnego z niewiele większą ilością kartek (mam na myśli szkołę podstawową - nie gimnazjum :). Same pomysły są jednak bardzo fajne. Postanowiłam spróbować sił i wykonać FOKĘ. 


O ile zrobienie pomponów, niekoniecznie w kształcie standardowych, okrągłych pomponów było nawet całkiem przyjemne, to po złożeniu elementów do kupy... Cóż efekt nie był powalający. Foka wyszła jakby spodziewała się trojaczków. Potraktowałam ją nożyczkami, niczym rasowego pudla. Trochę pomogło, chociaż zdaniem mojego dziecka mojej foce bliżej do morsa...    


Najchętniej to zrobiłabym smoka, ale tyle przy nim roboty, a ja nie wiem jak się nazywam ;(

piątek, 24 maja 2013

POSZEWKA: reinkarnacja czyli jak torbę na wyzwanie robiłam, ale nie zdążyłam...

Gdy w Szufladzie pojawiło się torebkowe wyzwanie, natychmiast w głowie zaświtał mi pomysł. Poszewka po poduszce będzie idealna! Pomysłowy Dobromir się we mnie odezwał, więc niewiele mi zajęło by ideę w szczegółach dopracować. Wykonanie, to już odrębna kwestia...

Poszewka po poduszce - reinkarnacja. Potrzebne:
- poszewka, nie przechodzona zbytnio;>
- serwetka
- klej do decoupage na tkaninie
- resztki tkaniny na wzmocnie i ramiączka (wykorzystałam len)
- watolina do wypełnienia ramiączek
- koronka

Oczywiście to przykładowy zestaw. Torbę można ozdobić haftem, patchworkiem czy farbami. Ja koniecznie chciałam spróbować nanieść serwetkę na tkaninę :))


Początkowo miałam uciąć poszewkę, gdyż wydała mi się za długa, ale potem wpadłam na diaboliczny pomysł. Wystarczyło spruć szew przeciwny do otworu, uzyskując coś na kształt tunelu. 

Wzmocnienie środka szarym lnem, doszycie ramiączek przyczyniło się dopowstania tunelu z ramiączkami.
Wystarczyło całość złożyć na pół, zszyć krawędzie i otrzymać torbę z aż 3 komorami!


Nie wyrobiłam się na czas, by zgłosić moje małe doświadczenie na wyzwanie, ale mam przynajmniej nadzieję, że spodoba się mojej teściowej, której zamierzam podarować tę  poszewkę na zakupy z okazji Dnia Matki. Jak myślicie - nada się??

ps. Skąd się wzięły 3 komory??

Takie pytanie pojawiło się w komentarzach, stąd update. Trochę trudno mi to wytłumaczyć, dlatego poprosiłam o pomoc owieczki :)


Jeden otwór w poszewce już mamy. Gdy rozprujemy szew po przeciwnej stronie, uzyskamy 2 otwór. Oczywiście oba otwory należy wzmocnić inną tkaniną i przyszyć uchwyty.

Po złożeniu poszewki na pół  i zszyciu bocznych krawędzi, otrzymamy w sumie 3 komory: dwa to otwory wykonane uprzednio, a trzeci powstanie w skutek złożenia i zszycia krawędzi poszewki.

Aby lepiej zrozumieć uzyskanie takiego efektu - najlepiej wziąć  jakąś poszewkę i 'na sucho' (czyli bez prucia i rozszywania) i zastosować na  niej odrobinę wyobraźni :))

Obserwatorzy

Prawy do lewego

Prawych uprasza się o korzystanie z zamieszczonych treści i zdjęć zgodnie z przepisami świata tego, sumieniem i społeczną moralnością. Znaczy, że można zapożyczyć w/w z mojego bloga tylko do celów niekomercyjnych i każdorazowo odsyłając do źródła. Jednocześnie uświadamiam, iż skany szablonów są moją własnością, jednak niektóre treści na nich się znajdujące - nie. Informuję o tym szczerze. Nie ponoszę odpowiedzialności za niewłaściwe wykorzystanie materiałów.

Obserwatorze! Nie bądź statystyczną cyferką na blogowym liczniku. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy - napisz coś o sobie. ('Coś' to też 'coś', ale niekoniecznie o to mi chodziło;).