Było miło, ale się skończyło. Licznik blogerowy przyhamował i jedna dusza gdzieś przepadła. Wobec czego cofam życzenia setkowe, bo zwyczajnie mi się nie należą ;(. Czegoś takiego nie przewidziałam - w życiu codziennym takie rzeczy się nie przytrafiają, a jeśli już to, niezbyt często - wystarczy za przykład wziąć poranne ważenie ;p. Nie wiem jak Wy, ale mój wagowy licznik niechętnie się cofa ;)
Cóż - pewnie jakiś miłośnik psów się niechcący przyplątał i na widok kotów, oczywiście, z listy wykreślił. To pewnie lepiej, bo dziś o kotach będzie.
Mojego Filona co prawda nie zaprezentuję, bowiem gdzieś się ukrył skubany i czyha pewnie z nadzieją, że uda mu się znienacka mnie zaatakować. Taki staruszek, a wciąż mu figle w głowie.
A propos figli.
5 rano, przez cienką barierę świata snu, którego oczywiście nie pamiętam, przenika ciągłe miauczenie. Rodzi się nieokreślone senne marzenie ukatrupienia futrzaka, który najwyraźniej postanowił uprzedzić równie bezlitosny budzik. Werbalne pouczenie kota z pozycji wciąż leżącej na niewiele się zdało. Coś miauczało i najwyrażniej nie zamierzało przestać. Przerażona, że cała rodzina zaraz wstanie na nogi, równie rozwścieczona co ja, podążyłam za natarczywym dźwiękiem, obiecując przy tym Filonowi, że jeść przez tydzień mu nie dam. Kota mojego w drodze do łazienki spotkałam. Siedział spokojnie i niczym sfinks gapił się na mnie, głosu przy tym nie wydając. Miauczenie wydobywało się z wnętrza łazienki. Mając w pamięci fakt, że posiadam kota, nie kotkę, nie bardzo wiedziałam czego szukam. W końcu odkryłam sprawcę zamieszania. Kotek, jak się patrzy, brązowo-kremowy z kokardką, wraz z Kłapouchym i jakimś brązowym miśkiem wyglądały z pralki, gdzie bez prania wstępnego wylądowały, celem pozbycia się warstw kurzu nabytych podczas niedawnego remontu. Skąd u licha mogłam wiedzieć, że w brzuchu pluszaka jakieś ustrojstwo siedzi, wydając kocie dźwięki przy okazji drobnego nawet nacisku. Piotrek nie bawi się zabawkami już od lat, ale że to jego ulubione były, to nie miałam serca by się ich pozbyć.
O 5 z hakiem musiałam ekspresowo operację przeprowadzić, rozpruć brzuch i wyjąć miauczący nieprzerwanie mechanizm. Błoga cisza nastała dopiero , gdy pozbawiłam go baterii. Spać mi się odechciało, zwłaszcza, że w sumie to powinnam wstać za niespełna 30 minut. Taka oto przygoda spotkała mnie dziś o poranku.
Trochę się rozpisałam i zapomniałam o fociach :). Wykończyłam kotka z papier mache :). Sama do końca nie byłam pewna jak ma wyglądać, ale chciałam by był szary :). Nie nacieszyłam się nim za bardzo, bo od razu trafił do nowej właścicielki.
No i udało mi się w końcu zdobyć puszkę po orzeszkach (jakoś nikt w domu za nimi nie przepada), dzięki czemu uzupełniłam kolekcję kocich puszek służących mi za pojemniki na pędzle. Tym samym wykorzystałam wszystkie wizerunki z kociej serii serwetek do dekupażu :)). Gorąco polecam - nie taki diabeł straszny jak go malują :)
Na wypadek, gdybyśmy się dziś nie spotkali - dobry wieczór i dobranoc :))
świetne te puszki, jakoś najbardziej wpadł mi w oko kociak z wyciągnięta szyją z lewej ;)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHehe, owszem te dumne kociska są fajowe :)
UsuńO,kocie puszki,jakieś takie znajome. Fajnie,że też myślisz o recyklingu,bo na pewno warto!Coś z niczego.A jaka frajda! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOj, frajda i przekleństwo w jednym. Jeszcze trochę i mi się przydasie będą przez okna wypadać ;(
UsuńBudzikom w każdej postaci wcześniej niż o 6.00 śmierć ;-)
OdpowiedzUsuńNo może nie wszystkim. Mam kumpla o takiej właśnie ksywce :))
UsuńLepiej mieć obserwatorów, którzy do nas zaglądają niż takich, którzy zapisali się tylko z powodu Candy (na ten przykład).
OdpowiedzUsuńW każdym razie kocie puszki są świetne :) Ja tam orzeszki lubię, ale w malowaniu to raczej kiepska jestem, więc sobie takich pięknych puszek sama nie sprawię :)
Masz rację. Przyznam, że na początku sama rzucałam się na Candy, ale teraz zgłaszam się jeśli strona mi się faktycznie podoba i będę na nią zaglądać.
UsuńA malowanie puszek wcale nie jest takie trudne. Powinnaś spróbować :)
Historia przednia! Uśmiałam się, choć o 5 rano nie byłoby mi do śmiechu!;)A ty się znęcasz nade mną, pokazując takie cudne koty.:( Puszki i malec - rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńżyczenia już się należą! :D hm, a ja mam jeszcze jedną kocią serwetkę, której u Ciebie nie zauważyłam... kotkę z wózkiem i małymi kociakami :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do odwiedzin mojego bloga, trochę decoupage, trochę paiperowej wikliny, trochę szydełka... wszystkiego po trochu ;)
Może na razie nie zapeszajmy;>. Ale dzięki :)
UsuńLepiej powiedz kogo trzeba zabić, by takową serwetkę dostać ... Muszę mieć wszystkie ! Kocia rządzą :)
A Twoje pudełka dekupażowe są śliczne. Ja na razie trochę boję się całe powierzchnie pokrywać. Obawiam się, że będzie mi się obrazek marszczył.
chyba nie trzeba od razu zabijać... ;) brakuje Ci 3 serwetek z tej serii:
Usuńhttp://www.swiatmargo.pl/koty_iii,223,2038.html
http://www.swiatmargo.pl/koty_iv,223,2211.html
http://www.swiatmargo.pl/koty_vii,223,2213.html
ja chyba kupowałam na allegro taniej, ale teraz nie mogę znaleźć tam... :)
większe powierzchnie kleję na żelazko, super metoda :)
znalazłam ;)
Usuńhttp://allegro.pl/serwetki-decoupage-nowosci-warszawa-cz-3-i3327379479.html
tutaj są wszystkie koty, i taniej, bo po 75 gr za sztukę :D
czekam na Twoje prace z kolejnymi kociakami ;)
O koci ogon, faktycznie jest tego więcej :))I do tego z Wawy, to bym sobie może osobiście odebrała :)) Dzięki serdeczne za cynk!
UsuńKociaro! Przyznam, że te serwetki też lubię, ale szkoda, że nie ma ich więcej, bo te mi już się opatrzyły. Ja mam dwa koty i psa, więc czytam i o jednych i o drugich po równo - jednego kota zdobyłam dla psa, żeby się nie nudził, drugiego kota znalazłam dla pierwszego, żeby się nie nudził ... a raczej powinnam pisać w w formie żeńskiej, bo cała menażeria łącznie ze mną i córką to baby. Facet dołączył później i nie ma nic do gadania.
OdpowiedzUsuńPuszki mi się podobają :)