Nie dziękuję - kota już mam - nawet dwa, jeśli nie liczyć tego siedzącego obecnie na kanapie :). Nastolatek na pokładzie - sztuk jeden - wystarcza za załogę lotniskowca. Mąż, również jeden i także w zupełności starczy - masochistką nie jestem, w końcu mnie też jest jeden sztuk ;)! Skąd więc tytułowe oświadczenie? Biegnę wyjaśnić (z nadzieją, że się nie potknę).
Otóż człowiek - względnie kobieta - zakłada sobie takiego skromniutkiego bloga, nie zdając sobie w ogóle sprawy z panujących wszem i wobec trendów. Owszem, od lat kilku prowadzę bloga - ale tylko dla wybrednych (głównie mnie samej), więc problemu z komunikacją jakoś specjalnie nie miałam. Z uwagi na zainteresowania zdecydowałam się poszerzyć horyzonty (oraz grono znajomych), a tu jakieś cukierkami mnie atakują, albo o wyzwiska się potykam. Hallo?! A jakiś słownik slangu blogowego to dostarczyć z szablonem nie można było;>?
Ehh. Okazuje się, że cukierki, dla blogowiczów znane jako Candy to jakaś taka moda na rozdawanie różnych bajerów. Super - jeśli się zastanowić, to radocha i dla tego, co zabawę organizuje i dla tego, co do niej dołącza. Oczywiście uśmiechy nieco blaknął, gdy jest już po zabawie - ale to normalka - nie każdy dobrze znosi kaca :). Grunt, że wychodzi się we własnych butach.
No więc zasady są niby proste - trzeba mieć coś co chcemy oddać (niekoniecznie używane skarpetki), robimy banerek i na blogu ogłaszamy rozpoczęcie Candy. Ludziska muszą polubić (nie zawsze) takie 'kendi', dodać pod postem komentarz oraz zamieścić właściwy banerek na swoim blogu. Jest jakiś czas no zrobienie tego co powyżej, potem jest też czas na losowanie i wysłanie/odebranie cukierków (niekoniecznie brudnych naczyń).
No więc od dni kilku zgłaszam się, bez przymusu i z uśmiechem na twarzy - do różnych cukierkowych rozdawajek. Ciekawy motyw zastosowała mrumru w swojej zabawie, bo prócz komentarza, prosiła o zamieszczenie cytatu z kotem w tle. Zamierzam bezwstydnie jej pomysł wykorzystywać.
I co ciekawsze, tak od tych dni kilku, łazi za mną wspomnienie równie słodkiego utworu, którego nijak nie mogłam sobie przypomnieć, a który mógłby swobodnie pełnić rolę hymnu cukierkowego. Psychicznie męczyłam się, aż do osiągnięcia stanu utraty niepełnej garści włosów. Wówczas mnie olśniło :)))
Candy, candy , candy I can't let you go
All my life you're haunting me
I loved you so
All my life you're haunting me
I loved you so
Jakoś specjalnie za Iggy'im nie przepadałam, ale ten utwór mu się udał :). Jeden z lepszych duetów piosenkarskich - moim zdaniem.
W ten sposób powstał na moim blogu cukierkowy zakątek (po prawej), a ponieważ jeszcze mnie nie zemdliło, to więcej takowych odwiedzę :). Doprawdy chętnie przygarnę wszystko (niekoniecznie sztuczną szczękę dziadka Tadzia/Jasia/Henia).
Sama również imprezkę urządzę, ale póki co, to tego dzikiego (nie dosłownie) tłumu - co tu do mnie zagląda - muszę szukać z latarką. A o baterie w domu też niełatwo :).
Co się zaś tyczy wyzwań - to jeszcze nie do końca je rozgryzłam. Jeśli nie będą wymagały stawiania się na polanie w surducie pradziadka, chuście w biedronki babci do tego z miotłą i bez bielizny - mogę brać udział :)).
ojej... tak czytam czytam i patrze...a tu o mnie ? :) jest mi niezmiernie miło że zostałam wspomniana :) ale muszę zaznaczyć , że nie tylk o ja o takowe cyaty proszę :) mimo to uważam że jest to miłym akcentem :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapewniam że nie obejrzysz się jak się blog rozwinie :) ja zaczynałam pod koniec grudnie minionego roku i jestem w szoku ile postó umieściłam ile osób zechciało mnie zaobserwować ile do mnie zagląda i nawet poznałam troche bliżej kilka ciekawych dziewczyn :)
Mrumru ma rację. A co do blogowych obyczajów, to jeszcze niejedno cię zadziwi. Candy przekonuje ostatecznie, gdy któreś wygrasz...;)
OdpowiedzUsuń