poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Kredki bez numerków - jak oznaczyć kolory?

Nie będę zaczynać, od tego jak dawno nie pisałam, bo to widać, wystarczy looknąć na poprzedni post. Jak jest w dzisiejszym świecie każdy wie. Ja mam dziesiątki zaczętych postów i jak będę mieć czas to je powykańczam i podzielę się z Wami moim przemyśleniami bądź pomysłami.

Dziś pokarzę Wam jak poradziłam sobie z nieoznaczonymi kredkami. Robienie próbnika kolorów mija się z celem, jeśli konkretnego koloru nie możesz przypisać do kredki - bo i jak - skoro producent nie raczył ich jakoś nazwać lub ponumerować. Doszedł zapewne do wniosku, że nie ma to sensu, skoro na sztuki danej serii kupić nie można. 
No tak - dla tych, co kolorowaniem się nie parają: jeśli na kredkach są kolejne numerki, to najprawdopodobniej każdą kredkę będziecie  mogli dokupić osobno, jak się już Wam wyczerpie; jeśli poza nazwą nie ma specyficznych oznaczeń, to po wykończeniu kredki jesteście zmuszeni kupić nowe pudełko (dlatego niektórzy nigdy nie cierpią na brak białej i czarnej;>).

Holenderski producent Bruynzeel-Sakura ma w swojej ofercie kredki z numerkami, ale mnie spodobał się box, w którym prócz zwykłych kredek ołówkowych znalazły się jeszcze kredki metaliczne, 2 ołówki, temperówka i gumka do ścierania. Tylko że brak numeracji zmusza mnie do ciągłego bazgrania na papierze, by sprawdzić jaki kolor ma wybrana przeze mnie kredka i czy nadaje się 'na liście'. Jakby powiedział mój mąż "zielony, to zielony". Dlatego nie pokazałam mu 6 zielonych, które znajdują się w w/w pudełku, by ktoś nie pomyślał, że się znęcam nad mężczyznami.

Do rzeczy. Planowałam pociąć karteczki i ponaklejać taśmą klejącą, ale w pracy poniewierała się taśma do tak zwanej metkownicy. Zamiast metkować towar - o metkowałam, w pewnym sensie, moje kredki.

Na każdej napisałam cyferki i obrysowałam je dookoła wybranym kolorem, w ten sposób wiem jakim (mniej więcej) kolorem ona rysuje. Potem okleiłam każdą kredkę właściwą metką.  I tyle - nic specjalnego, ale strasznie ułatwia kolorowanie, które ma być relaksujące, a nie frustrujące z powodu źle dobranego zielonego.


Jak ktoś potrzebuje to tu można kupić taką metkę - starczy na setki kredek, albo dla kilku osób. Ewentualnie można podejść do pobliskiego sklepu i spytać się czy by nie dali ... no właśnie - kilkanaście metek pewnie dadzą, ale jak ktoś będzie chciał okleić 60 kredek, to wówczas sprzedawczyni może nie być wyrozumiała.





Ponieważ na skutek użycia kredek dochodziło do zabrudzenia ręki od pokolorowanej metki, a z czasem też odklejania się jej krawędzi - postanowiłam wszystko zabezpieczyć przeźroczystą  taśmą klejącą. Ogólnie jestem z siebie zadowolona, chociaż wciąż szukam sprawniejszych rozwiązań.

Wyzwaniem okazały być się kredki dwustronne. Bałam się, że z tymi metkami nie będą się już prezentować tak plastycznie i ogólnie kredkowo, ale nie miałam wyboru. 48 kolorów to całkiem sporo, nawet jeśli znajdują się na 24 kredkach. 

Początkowo miałam dzielić jedną karteczkę na pół kolorami, ale uznałam, że to nie ma sensu i każdemu kolorowi zrobiłam odrębną karteczkę. 

Tak moje ASTRY wyglądały przed zabiegiem. 




A tak wyglądają teraz.






Wizualnie może i nie prezentują się już tak pięknie, jak w dniu kupienia, ale kredki służą do rysowania nie podziwiania (z wyjątkiem Prism 150 kolorów lub Polychromosów w drewnianych pudełkach - tych bałabym się używać, tylko bym na nie patrzyła ;))
 
Jeśli macie jakieś inne pomysły na oznaczenie kredek, to wpiszcie w komentarzu - chętnie wypróbuję.

2 komentarze:

  1. Doskonały pomysł i całkiem fajnie to wygląda. U mnie, niestety, kredki nienumerowane nadal takie są, chociaż czasem zastanawiam się, czy nie dorobić im cyferek...

    OdpowiedzUsuń
  2. Napracowałaś się, ale pomysł super:)
    Pozdrawiam, Klaudek:)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Prawy do lewego

Prawych uprasza się o korzystanie z zamieszczonych treści i zdjęć zgodnie z przepisami świata tego, sumieniem i społeczną moralnością. Znaczy, że można zapożyczyć w/w z mojego bloga tylko do celów niekomercyjnych i każdorazowo odsyłając do źródła. Jednocześnie uświadamiam, iż skany szablonów są moją własnością, jednak niektóre treści na nich się znajdujące - nie. Informuję o tym szczerze. Nie ponoszę odpowiedzialności za niewłaściwe wykorzystanie materiałów.

Obserwatorze! Nie bądź statystyczną cyferką na blogowym liczniku. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy - napisz coś o sobie. ('Coś' to też 'coś', ale niekoniecznie o to mi chodziło;).