Nigdy wcześniej nie miałam w łapkach oryginalnych tkanin Tildy. Oglądałam je w książkach i czasem w necie i robiłam do nich 'maślane' oczy. Oczyma wyobraźni widziałam je wszystkie na moim stole gotowe do zabawy w upiększanie domu. Ale zawsze gdy te oczy kierowałam w stronę cen tychże tkanin, to mina rzedła, w głowie głos podpowiadał: "w tej cenie kupisz 3 metry polskiej bawełny, a nie jakiś marny kupon".
Aż w końcu stwierdziłam, że jak kupię 1 oryginalny zestaw, to z głodu nie umrę, a będę miała możliwość 'pomacania' kilku tkanin i w mojej kolekcji pojawi się jedna oryginalna lalka. Bo jak się zapewne domyślacie - zazwyczaj szyję z naszych polskich tkanin.
Spytacie, co takiego złego jest w polskich bawełnach? Nic - po prostu nie są robione z myślą o słodkich i uroczych przytulankach, ale bardziej jako pościel - coś użytkowego, co ma owszem, być ładne, ale nie musi zwalać z nóg, bo ma być też tanie.
Ale nie o tym miałam. Chorowałam na wiewiórkę z tkanin z kolekcji Cabbage Rose i taki właśnie zestaw sobie zakupiłam :).
Ładna kartonowa torebka, spięta zszywaczem nie zdradza całej swojej zawartości, na tylnej stronie możemy co najwyżej zobaczyć obrazki tkanin, które znajdziemy w środku. Trzęsącymi niemal rękoma zdejmowałam zszywkę, delikatnie, by nie uszkodzić pudełka.
Środek niestety mocno mnie rozczarował. Spodziewałam się, że wszystkiego będzie ... dużo. A przynajmniej za tę cenę. Natomiast w środku poza większym kuponem jasnej tkaniny znalazły się małe kuponiki kolorowych materiałów. Nie wierzyłam, że starczy ich by uszyć wiewiórkę.
Tkaniny Tildy są zupełnie inne w dotyku, niż bawełny pościelowe z którymi zazwyczaj miałam do czynienia. Są jakby ... lejące się; jakby miały domieszkę lycry. Producent jednak zapewnia, że to 100% bawełny. Będę musiała przeprowadzić próbę ogniową, ale trochę mi szkoda nawet najdrobniejszych resztek;>.
Kolory i motywy na tkaninach, to też inna bajka. Tu wszystko jest niezwykle wyraźne, każdy kwiatek, kontury płatków i listków - niezwykle precyzyjne. Barwy bardzo soczyste, zakochałam się w czerwonej tkanince z 'łączką' (Tilda Cabbage Rose Fabric Tess Red ).
Oczywiście przez myśli mi nawet nie przyszło, by od razu pociąć te materiały i zrobić tę zabawkę za pierwszym podejściem. Nigdy wcześniej nie szyłam patchworka, więc bałam się, że coś zepsuję. Najpierw powstała wiewiórka z dostępnych pod ręką tkanin, a gdy wykonanie uznałam za satysfakcjonujące, to przystąpiłam do pracy z oryginalnymi materiałami.
Nie powiem, żeby wszystkie kawałki zostały perfekcyjnie dopasowane i nawet prułam kilka takich co zdecydowały się nie dopasować do reszty, ale ogólnie wyszło całkiem nieźle.
Oczywiście wykorzystałam własne nici maszynowe, bo tych z zestawu jest po prostu za mało.
Najwięcej pracy zajmuje oczywiście zszycie patchworka. Jak już to zrobiłam, to samo uszycie kształtu wiewiórki, wypchanie i zszycie zajęło tylko chwilę. A, no tak - wiewiórka tylko z jednej strony jest taka kolorowa - z drugiej jest gładka tkanina w kolorze cielistym. Nie jest to zabawka, a raczej ozdobna podusia w kształcie wiewiórki, którą kładziesz tak, by kolorowe wzory były od frontu.
Poniżej widzicie prototyp (po lewej) i oryginalną Tildę (po prawej). Żeby nie było - większość tkanin jakie użyłam do prototypu też jest zagranicznych producentów, - najczęściej kupowane w Tchibo. Nie mogłam dobrać niczego ciekawego z polskich pościelówek, poza paseczkami i groszkami :(.
A tu, niżej jeszcze jedna wiewióra, wykonana całkowicie z tkaniny mającej wzór patchworka. Szycie jej zajęło mi raptem 5 min, bo nie musiałam najpierw szyć patchworka. Ta akurat tkanina miała ładny wzór, nie wiem nawet gdzie ją kupiłam i kiedy.
I cóż mam Wam powiedzieć? Czy warto kupić taki zestaw, chociaż drogi?
Tak! Przynajmniej jeden. Nie z myślą o sprzedaży lalki czy daniu jej w prezencie, ale dla siebie, by mieć coś wyjątkowego i pięknego. No i trzeba poczuć tę różnicę w jakości tkanin, bo jak dla mnie jest on jednak odczuwalna. Aczkolwiek teraz szycie z innych tkanin nie będzie aż tak przyjemne ;(